Powrot

 

Fragmenty wspomnien s. Lucji

 

Jestesmy wiec, Ekscelencjo, w dniu 13. pazdziernika.  Ekscelencja zna wszystko, co sie tego dnia stalo.  Slowami, ktore najbardziej wyryly mi sie w sercu podczas tego objawienia, byla prosba Najswietszej Matki Niebieskiej:  "Nie obrazajcie wiecej Pana Boga, jest juz i tak bardzo obrazony".  Jaka skarga milosci, jaka czula prosba.  tak pragnelam, aby jej echo odbilo sie na calym swiecie i aby wszystkie dzieci Matki Niebieskiej uslyszaly dzwiek Jej glosu.  Rozeszla sie pogloska, ze wladze postanowily spowodowac wybuch bomby w poblizu nas w momencie objawienia.  Nie balam sie tego, a kiedy o tym mowilam moim malym krewnym, odpowiedzieli: "Ach, jakby to bylo dobrze, te laske pojscia stamtad do Nieba wraz z Matka Boska".  Niemniej jednak moi rodzice przerazili sie i po raz pierwszy chcieli nam towarzyszyc mowiac: "Jezeli nasza corka ma umrzec, chcemy umrzec u jej boku."

Moj ojciec wzial mnie za reke i zaprowadzil na miejsce objawien.  Ale od chwili objawienia nie zobaczylam go wiecej, az dopiero wieczorem, gdy znalazlam sie w gronie rodziny.  Popoludnie tego dnia spedzilam z moimi kuzynami i bylismy jakby jakimis dziwnymi stworami, ktore tlum chcial widziec i obserwowac.

Wieczorem bylam naprawde bardzo zmeczona przez wszystkie te pytania i przesluchania.  A te nie skonczyly sie nawet wieczorem.  Wiele osob, nie mogac ze mna rozmawiac, pozostalo do nastepnego dnia, czekajac na swoja kolej.  Niektore chcialy mnie wypytywac poznym wieczorem, ale ja pokonana zmeczniem, polozylam sie na ziemi i usnelam.  Dzieki Bogu nie znalam jeszcze wtedy strachu przed ludzmi ani egoizmu i dlatego bylam zupelnie swobodna wobec kazdego, jak wobec swoich rodzicow.  Nastepnego dnia przesluchiwania kontynuowano.  Lepiej powiem, w nastepnych dniach, bo od tej pory prawie codziennie przychodzili rozni ludzie do Cova da Iria proszac o opieke Matke Boska i wszyscy chcieli zobaczyc wizjonerki, zadac im kilka pytan i zmowic z nimi Rozaniec.  Czasem czulam sie tak zmeczona powtarzaniem ciagle tego samego w kolko i modlitwa, ze szukalam pretekstu, by sie wymigac i uciec.  Ale ci biedni ludzie tak nalegali, ze musialam zrobic wysilek, czasem niemaly, aby ich zadowolic.  Powtarzalam wtedy moja zwykla modlitwe w glebi serca:

"Z milosci ku Tobie, Boze,

na zadoscuczynienie za grzechy popelnione przeciw Niepokalanemu Sercu Maryi,

za nawrocenie grzesznikow

i za Ojca Swietego."(...)

 

Wyszlismy z domu bardzo wczesnie liczac sie z opoznieniem w drodze.  Ludzie przyszli masami.  Deszcz padal ulewny.  Moja matka w obawie, ze jest to ostatni dzien mego zycia, z sercem rozdartym z powodu niepewnosci tego, co moglo sie stac, chciala mi towarzyszyc. 

 

Na drodze sceny jak w poprzednim miesiacu ale liczniejsze i bardziej wzruszajace.  Nawet bloto na drodze nie przeszkadzalo tym ludziom, by klekac w postawie pokornej o blagalnej.  Gdysmy przybyli do Cova da Iria kolo skalnego debu, pod wplywem wewnetrznego natchnienia poprosilam ludzi o zamkniecie parasolow, aby moc odmowic Rozaniec.  Niedlugo potem zobaczylismy odblask swiatla a nastepnie Nasza Pania nad debem. 

- "Czego Pani sobie ode mnie zyczy?

- Chce ci powiedziec, zeby zbudowano tu na Moja czesc kaplice.  Jestem Matka Boza Rozancowa.  Trzeba w dalszym ciagu odmawiac Rozaniec.  Wojna sie skonczy i zolnierze poworca wkrotce do domu."

Ja mialam prosic Pania o wiele rzeczy.  O uzdrowienie kilku chorych, o nawrocenie grzesznikow itd.

- "Jednych tak, innych nie, musza sie poprawic.  Niech prosza o przebaczenie swoich grzechow."

I ze smutnym wyrazem twarzy dodala:

- "Niech ludzie juz dluzej nie obrazaja Boga grzechami, juz i tak zostal bardzo obrazony."

 

Znowu rozchylila szeroko rece promieniujace w blasku slonecznym.  Gdy sie unosila, Jej wlasny blask odbijal sie od slonca.

 

 

Powrot